emigracyjno  /  podróżniczy












{o mnie}
 
{księga gości}
 
 
{linki}


{archiwum}
strona glowna
2011 lipiec/sierpien
2011 kwiecień/maj
2011 marzec
2011 styczeń/luty
2010 listopad/grudzień

2010 październik
2010 sierpień/wrzesień
2010 czerwiec/lipiec
2010 kwiecień   /maj
27  lipca  2010
WESELE
Zaproszono nas na wesele syna znajomych rolników, odbywającym się w hangarze gospodarskim, na ten cel wysprzątanym i zastawionym stołami.
Zamiast stać z ciągle tymi samymi znajomymi, ruszyłam wzdłuż bufetu, zagadując nowe osoby. Pomysł okazał się trafiony, przy koszyku z goframi poznałam parę emerytowanych nauczycieli, obecnie przewodniczących jakichś stowarzyszeń francusko-niemieckich i miłośników muzyki folk. Rozmowa zaczęła się od ludowych instrumentów, przeszła przez ślady łaciny w językach europejskich, potem było o podróżowaniu.
Przy winie opowiadali mi, jak kiedyś mieszkali w regionie Owerni (Auvergne Masyw Centralny) i na południu Francji. Zapraszali do odwiedzin w ich letnim domku, obiecywali oprowadzić po okolicy.

I po raz kolejny spadł w mojej głowie szlaban, że ja wcale nie chcę odkrywać zachodu. Nie interesuje mnie jakie zwyczaje mają Francuzi w innych regionach, czy są bardziej zamknięci w sobie, czy obchodzą inne święta.
Wystarcza mi, że w moim regionie, pograniczu Szampani i Wogezów, jest miło i wiejsko.
To co naprawdę chcę odkrywać to Wschód, daleki i bliski. Właśnie tam tak naprawdę chcę spotykać ludzi i z nimi rozmawiać, dowiedzieć się jak żyją i jakie mają problemy.
Tylko tam budzi się moja żyłka odkrywczo-reporterska.
Stąd moja wyprawa wrześniowa przez połowę Azji.

Czego oczekuję po niej?
Przeprowadzenia paru ważnych rozmów z pozoru nieważnymi ludźmi, zmieniających spojrzenie na życie?
Wydania na tyle dużej sumy z oszczędności, żeby nie męczyć się myślą rychłego powrotu do Polski i zakupu stałego miejsca na ziemi, czyli okazja odepchnięcia w czasie "stabilizacji", przywiązania się do domu i posadzenia drzewa.
Powrotu do "bycia w drodze", z jednym węzełkiem wędrownym na plecach, gdy lepkie bagienko praca-dom-posiadanie zaczyna za bardzo kleić się do nóg.

Przypomnienia sobie, że z jedną suchą bułką i siedząc na ulicy można też być szczęśliwym.


15  lipca  2010
BACKPACKING

27  czerwca  2010
OWOCOWY CZERWIEC
Czerwiec, miesiąc owocowej obfitości.
W ogrodach pełno czerwonych truskawek, malin, czereśni.
Kiedy jednak chciałoby się kupić trochę owoców, do wyboru mamy tylko sklepy Lidl, Aldi albo Carrefour. W nich zamiast owoców sezonowych leżą na półkach banany i liczi, lub wyłącznie pół-sztuczne truskawki, nienaturalnie duże i z Holandii. Francuskie czereśnie znalazłam tylko w dziale "bio" w cenie 12,40euro/kg...
W najbliższym miasteczku, kurorcie liczącym 2300 mieszkańców, jest tylko jeden warzywniak. Oferuje czereśnie po 5,75euro/kg.
Na próżno szukać kogokolwiek stojącego ze stolikiem na rogu ulicy, sprzedającego truskawki czy czereśnie z własnego ogródka. Jedynie jeden starszy pan w okolicy ma plantację truskawek, ale trzeba je sobie samemu pozbierać.

Koszt pracy ludzkiej jest tak wysoki, że nie opłaca się nikomu zatrudniać pracowników.
Żadna emerytka nie będzie się schylać, pielić, zbierać i sprzedawać na stoliku paru truskawek, ponieważ zarobek będzie groszowy w porównaniu z jej emeryturą.
To paradoks, że denerwuje nas zalew chińszczyzny a jednocześnie chcielibyśmy kupować coraz taniej. Ludzie chcieliby mieć więcej płacone, ale nie płacić więcej innym. Bo przecież żeby było taniej, ktoś gdzieś musi mieć mniej płacone za surowce i mniej za robociznę, musi pracować więcej niż 35 godzin w tygodniu.

Wygląda na to, że Francuzi zarabiali coraz więcej, a jednocześnie przestało ich stać na tak naturalne rzeczy, jak koszyczek miejscowych malin. Za swój dobrobyt mogą nabyć tylko więcej holenderskich bladych pomidorów i tajlandzkich koszyków z lakierowanej trawy.

W tym czasie w Polsce w sezonie można kupić z samochodu prosto od plantatora koszyk świeżych truskawek po 4zł/kg.

A czy to nie czasem jest na odwrót? Czy to może temu plantatorowi w Polsce należy się właśnie wyższe wynagrodzenie za pracę? Czy to może wreszcie polska babcia powinna mieć taką emeryturę, aby tylko odpoczywać? A naturalne, świeże truskawki dostępne dla przeciętnej kieszeni to życie ponad stan?

Który z tych dwóch światów jest bardziej słuszny?



16  czerwca  2010
KOŚCIÓŁEK
Żyzny region Francji, żyjący prawie z samego rolnictwa, tylko pola uprawne i pastwiska pełne zwierząt, a nikt już tu nie organizuje dożynek, nikt nie idzie w procesji Bożego Ciała.
Teraz agrikultorzy udane plony zawdzięczają tylko nawozom i ulepszonym odmianom roślin, brak głodu na przednówku to zasługa dopłat unijnych.
A jeśli coś w rolniczym biznesie idzie nie tak, to protesty wznosi się do rządu.
Nikt już nie czuje potrzeby dziękowania Panu Bogu ofiarując owoce swej ciężkiej pracy, zdobne wieńce ze złotych kłosów i polnych kwiatów...


Mały wiejski kościółek.
Nazwiska wyryte w drewnie ławek, stałe miejsca dawnych rodów zajmowane niegdyś regularnie co niedzielę.
Te same rodziny o tych samych nazwiskach żyją we wsi do dzisiaj, ale nikt już nie myśli iść do kościoła.


Obecnie tych ławkach już rzadko kto siada oprócz pająka. 


Czy ktoś jeszcze pamięta Jego twarz? 

http://aghia.prv.pl/foty/2010-05/kosciol4.jpg

Dawne modlitewniki, niegdyś często używane, pokrywa kurz. 

http://aghia.prv.pl/foty/2010-05/kosciol6.jpg

W Droiteval spotkałam kościół, w którym nikt już nie odprawia mszy.
Jedyną funkcję, jaką jeszcze czasem pełni, to sala koncertów muzyki organowej.
Ławki zostały odwrócone tyłem do ołtarza, w tym kościele cysterskim w którym modlono się do Boga od XIw...



02  czerwca  2010
CHLEB

Wracałam akurat z targu, kiedy to zrobiłam. Ludzie myśleli, że upadł mi list od ukochanego albo kwiat. Tak naprawdę zgięłam kark i dotknęłam ostrożnie jego piór, musnęłam ustami. Skrzydła napięły się jeszcze bardziej, Jezus popatrzył na ziemię i odleciał na ramionach.

Wracałam akurat z targu, kiedy to zrobiłam. Postawiłam zakupy na ziemi, podniosłam z chodnika brudny kawałek chleba, pocałowałam, położyłam obok na murku i poszłam dalej.