emigracyjno  /  podróżniczy












{o mnie}
weterynarzu
 
{księga gości}
 
 
{linki}


{archiwum}
strona glowna
2011 lipiec/sierpien
2011 kwiecień/maj
2011 marzec
2011 styczeń/luty
2010 listopad/grudzień

2010 październik
2010 sierpień/wrzesień
2010 czerwiec/lipiec
2010 kwiecień   /maj


napisz do mnie






Najlepsze Blogi
Ranking i toplista blogów i stron

 grafika: Aghia




10 listopada 2010
BIZONY

Profilaktyczne pobieranie krwi od bizonów, kolczykowanie i odrobaczanie.























7 listopada 2010
PRACA NA WSI

Chciałam zdementować wszystkie podejrzenia, że praca wiejskiego lekarza weterynarii jest ciężka.
Napewno nie jest monotonna :)

Wiadomo, że czasem jedną ręką trzeba obrócić cielę gdy rodzi się do góry nogami, albo dostanie się kopa od byczka, albo trzeba rozebrać się do krótkiego rękawa gdy na dworze mróz.
Przede wszystkim jednak, ciężka i męcząca jest głównie ta praca, której się nie lubi. Kiedy niecierpiąc pracy siedzącej musiałabym tkwić przy biurku po 8 godzin dziennie, w zamkniętym pomieszczeniu, bez kontaktu ze zwierzakami, bez wyjścia na zielone łąki.
Jak każdy lekarz, ksiądz, nauczyciel, tak i weterynarz musi mieć powołanie do swojego zawodu. Tylko wtedy cieszy żywy cielak wyciągnięty przez cesarkę w środku nocy, albo pies uratowany po ciężkiej operacji.

Wreszcie, to właśnie kobiecie jest łatwiej w terenie.
Dzikie krowy łapią i przytrzymują rolnicy, żeby pani doktor mogła je zbadać. Rodzące się cielęta ciągną rolnicy, jak tylko pani doktor da znak. Szykują wszystko, co tylko pani doktor będzie potrzebne. Czasem nawet czyszczą po zabiegu narzędzia i układają w samochodzie :) Jeśli potrzeba więcej siły to zawołają sąsiadów, przy czym nie ma wstydu że kobieta czegoś nie dała rady
(a mężczyźnie-weterynarzowi głupio nie mieć wystarczająco siły).

Z pomocą kobiecie-weterynarzowi przychodzi też farmakologia, wystarczy zastrzyk 3-4 cm3 znieczulacza i najbardziej agresywna krowa leży jak i chrapie jak niemowlę :)

Komentuj

 



 
25 grudnia 2010
PATRIOTYZM NA EMIGRACJI

Prezydent Lech Kaczyński na konferencji w Londynie 6 listopada 2006 wyraził się o emigrantach "nieudolni z natury"

(źródło)
Chyba rządzący w Polsce nie mają pojęcia o ludziach którzy wyjechali.
Że czasami właśnie daleko od kraju budzi się patriotyzm.

Pracuję i mieszkam za granicą, ale przyjeżdżam kiedy tylko mogę i robię większe zakupy w Polsce.

Co roku zabieram kilku Francuzów do Polski aby pokazać ten kraj nad Wisłą i Odrą. W zeszłym roku poszłam na całość i zorganizowałam tygodniową wycieczkę dla 50 emerytowanych rolników.

Na noclegi i posiłki wybieram nieduże pensjonaty i restauracje rodzinne, aby moi turyści zostawili jak najwięcej euro "w narodzie". Pokazuję i zabytki i sanktuaria, i duże miasta i małe wsie z tradycyjną drewnianą zabudową, i polskie hodowle, przekazuję jak najwięcej na temat naszej kultury i historii. Nie biorę za to ani grosza, samą przyjemnością jest widzieć jak ludzie odkrywają "ten kraj na wschodzie gdzie biegają po ulicy białe niedźwiedzie".

Na jesień przygotowałam tygodniowe polowanie w Bieszczadach dla 10 Francuzów. Zarobiło nadleśnictwo, agroturystyka, miejscowe sklepy, a Francuzom się bardzo podobało i zamierzają powrócić tam nie mniej licznie za rok.

Przy najbliższym wyjeździe francuscy rolnicy mają zamiar zaprosić właścicieli odwiedzanych ferm na rewizytę, na wymianę doświadczeń hodowlanych i uprawnych.

To jest też codzienna drobna praca, swoją postawą wyrabianie dobrej opinii o Polakach, w rozmowach z rolnikami i sąsiadami opowiadanie jak to naprawdę było u nas w czasie komunizmu, jak się zmieniło po wejściu do Unii, itp.

Drobna praca wielu emigrantów:
http://diane.blog.onet.pl/Patriotyzm-na-emigracji,2,ID379497405,n
http://pytamy.pl/question/czy-mo-na-by-patriot-mieszkaj-c-za-granic/1
http://patriotyczny.bloog.pl/
http://www.niedziela.pl/artykul_w_niedzieli.php?doc=nd200936&nr=35

Parę dni przed Świętami Bożego Narodzenia jeden z rolników zapytał mnie, skoro nie jedziemy do Polski na święta, to czy nie przyszlibyśmy do niego? W ten sposób w pierwszy dzień zjedlismy obiad z rodziną pana Beaurpera, a w drugi z rodziną pana Duhaut.

Nie poszliśmy z gołymi rękami, zabrałam różne polskie potrawy (m.in.kutię, rybę w sosie greckim, uszka z grzybami, rolady makowe i sernik), opowiadaliśmy o polskich tradycjach związanych z Bożym Narodzeniem.

Nota bene, pan Beaurpere to rolnik na którego sekretarki ciągle narzekają, że nie płaci regularnie rachunków, że się wymądrza itp, a to właśnie jego było stać na zaproszenie przyjezdnych do wspólnego posiłku przy świątecznym stole.

Ale może to wszystko nie znaczy nic dla pozostających w Polsce.


Komentuj







    Francja, wieś francuska, Aghia blog emigrancki z francuskiej wsi, blog z Francji, francuskie rolnictwo, francuskie wsie, pola uprawne Francja, podróże, blog podróżniczy